Wieści.....
środa, 23 grudnia 2015
Pamiętnik Emigrantki: 5 filmów świątecznych z Chicago w tle
Pamiętnik Emigrantki: 5 filmów świątecznych z Chicago w tle: Mimo że pogoda, przynajmniej w Chicago, wcale na to nie wskazuje, to Święta już prawdziwie za pasem. Większość z Was pewnie kończy dom...
niedziela, 20 grudnia 2015
Walka o Polskę
Do dolnośląskiego urzędu wojewódzkiego wpłynęło w tym roku 1800 wniosków od Izraelczyków polskiego pochodzenia, którzy albo po wojnie, albo w latach 60. opuścili Polskę, ale teraz chcą uzyskać potwierdzenie polskiego obywatelstwa. Z roku na rok przybywa osób, które chcą mieć paszport z orłem w koronie.
Po wyborach w Polsce rozpętała się walka pomiędzy dwoma politycznymi żydowskimi ugrupowaniami o zawłaszczenie państwa polskiego . Jarosław Kaczyński ( PiS )-contra- Nowoczesna.pl, czyli Ryszard Petru ! Walka będzie ostra i bezpardonowa i niewątpliwie w roku 2016 przybierze na sile.
Georgie Soros amerykański bankier żydowskiego pochodzenia ścigany w wielu krajach listami gończym za malwersacje i oszustwa finansowe intensyfikuje swoje antydemokratyczne działania w Polsce. Mocno wspiera PO, Petru, KOD. Program ma budżet o wartości 150 mln zł i jest finansowany ze środków tzw. Mechanizmu Finansowego Europejskiego Obszaru Gospodarczego. Pieniędzmi dysponuje: Fundacja Batorego. Fundacja zaprzecza, ale kiedy poseł Kukiz ogłosił to w mediach, nagle odezwało się: Oburzenie z powodu wypowiedzi Pawła Kukiza dotyczącej finansowania Komitetu Obrony Demokracji przez „żydowskiego bankiera” wyraził Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich RP, domagając się reakcji m.in. ze strony prezydenta Andrzeja Dudy i premier Beaty Szydło.
Paweł Kukiz odpowiada, że zarzuty wobec niego o antysemityzm są całkowicie bezpodstawne. Oficjalne stanowisko zarządu Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich RP ws. jego wypowiedzi opublikowano na portalu społeczności żydowskiej w Polsce: www.jewish.org.pl ...cdn...Kto założył KOD i kto go finansuje ?
"Temat dnia Gazety Wyborczej": Wojciech Maziarski rozmawia z Mateuszem Kijowskim o Komitecie Obrony Demokracji i aktualnej sytuacji w PolsceKrzysztof Łoziński: trzeba założyć Komitet Obrony Demokracji działający na podobnych zasadach do tych, na jakich niegdyś działał KOR (Komitet Obrony Robotników powstały w 1976 roku). We wzorowaniu się na KOR nie ma nic złego, mimo iż niektórzy jego członkowie i współpracownicy (Macierewicz, Kaczyński…) przeszli później na ciemną stronę mocy. Przecież nie chodzi o te same osoby, lecz o metodę działania, która okazała się skuteczna.
A więc, trzeba zebrać grupę ludzi, dobrze by byli wśród nich ludzie o uznanym autorytecie, którzy byli by członkami KOD. Członkami, tak jak było w KOR, to znaczy występujący jawnie pod imieniem i nazwiskiem, podpisujący się pod dokumentami, występującymi publicznie. Druga grupa to współpracownicy, ludzie formalnie nie zrzeszeni, ale pomagający, zajmujący się zbieraniem informacji (legalnym, żadnego wykradania, szpiegowania, podsłuchiwania itp), kolportażem materiałów, pozyskiwaniem środków. Ci ludzie celowo nie powinni być zrzeszeni w formalnej strukturze, bez jakiejś podległości, kierownictwa, wydawania poleceń.
W ocenie słów byłego prezydenta
• Lech Wałęsa ostrzegł, że Polsce może grozić wojna domowa
• Niepotrzebne podgrzewanie atmosfery - komentuje dr Sergiusz Trzeciak
• To wyraz troski byłej głowy państwa - mówi dr Agnieszka Kasińska-Metryka
PAP / Wojciech Pacewicz
W ostatnich tygodniach obserwujemy w polskiej polityce mocne zaostrzenie retoryki. Niektóre słowa budzą jednak bardzo skrajne emocje i rodzą uzasadnione pytania o granice wypowiedzi. Tak było w przypadku wypowiedzi posła Platformy Obywatelskiej Stefana Niesiołowskiego, który o demonstracji 13 grudnia przed siedzibą PiS mówił w następujący sposób:
"Kaczyński pełni dziś w Polsce mniej więcej taką funkcję, jak Jaruzelski w Polsce Ludowej (...) W związku z tym demonstracja będzie taka, jak pod domem Jaruzelskiego, bo tam jest władza. Demonstracje będą też przed tym nowym Komitetem Centralnym na Nowogrodzkiej. Być może to się skończy spaleniem tej siedziby, tak jak palono komitety PZPR, tak być może zapłonie komitet PiS-u. (cyt. z natemat.pl)
Ta wypowiedź spotkała się ze zdecydowaną reakcją Mateusza Gruźli, wiceprzewodniczącego Międzyzakładowej Organizacji Związkowej NSZZ "Solidarność", który zgłosił do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Na słowach Stefana Niesiołowskiego suchej nitki nie zostawili także politolodzy oraz eksperci od marketingu politycznego.
- Pytanie w obecnej sytuacji politycznej w Polsce o etykę jest bezzasadne. Niezależnie od tego, o której partii mówimy, to wszelkie granice zostały już przekroczone. Słowa, które wypowiedział Stefan Niesiołowski są niebezpieczne. Ten polityk słynie z niekonwencjonalnych wypowiedzi i stanowi swego rodzaju folklor, jednak nie jest to żadne usprawiedliwienie. Jeżeli sytuacja w kraju jest stabilna, to takie wypowiedzi są traktowane, jako swego rodzaju wyskok. Natomiast jeżeli wydarzeniom towarzyszą ogromne emocje, to mogą posłużyć jako zapłon - mówi prof. Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach dr hab. Agnieszka Kasińska-Metryka.
Podobnego zdanie jest dr Sergiusz Trzeciak. - Analizując tę wypowiedź muszę stwierdzić, że jest ona niedopuszczalna. Jest to przekroczenie nie tylko granicy dobrego smaku, ale i kultury politycznej. Do głowy przychodzi mi tylko skojarzenie z mową nienawiści. Nie można wykluczyć, że jakiś niezrównoważony psychicznie człowiek posłucha takich słów i zamieni je w czyny. To jest bardzo nieodpowiedzialne. Można protestować przeciw jakiejś partii czy idei. To jest część demokracji. Przenoszenie tych sporów pod domy polityków i porównywanie ich do np. generała Wojciecha Jaruzelskiego jest naruszeniem prywatności polityka. Warto Stefanowi Niesiołowskiemu przypomnieć, że w 2010 roku w łódzkiej siedzibie PiS doszło do morderstwa Marka Rosiaka. Politycy powinni z takich wydarzeń wyciągnać wnioski - dodaje ekspert od marketingu politycznego w Collegium Civitas.
Wojna na słowa czy wojna domowa?
Głośnym echem odbiły się również słowa byłego prezydenta Polski oraz historycznego lidera "Solidarności" - Lecha Wałęsy. W rozmowie na antenie TVP Info analizując możliwe scenariusze rozwoju wydarzeń w Polsce za rządów PiS, stwierdził on:
- Zacznie się odpływ ludzi. I kiedy przeciwko będzie większość, trzeba zaproponować referendum. Będzie wygrane. Oni go nie uhonorują, ale będzie taki nacisk ulicy, że zostaną fizycznie wyrzuceni. Chciałbym tego uniknąć, dlatego wcześniej o tym mówię, bo taki finał jest nieunikniony. Jeśli będą taką drogą szli to musi się to tak skończyć (...) Wojna domowa - tak to się zakończy, jeśli pozwolimy dalej tym nieodpowiedzialnym ludziom kierować państwem.
Niepokojące prognozy jednego z najbardziej rozpoznawalnych na świecie Polaków były szeroko komentowane nie tylko przez krajowe media. Eksperci nie są jednak zgodni w ocenie wypowiedzi byłego prezydenta.
- Lech Wałęsa niepotrzebnie podgrzewa atmosferę w momencie, gdy toczy się bardzo ostry spór. Jest to dolewanie oliwy do ognia i napędzanie konfliktu. Jeżeli z ust takiej osoby pada tak mocne stwierdzenie, to może ono szkodzić naszemu krajowi. Wewnętrzne konflikty nie powinny być przenoszone na arenę międzynarodową - analizuje dr Sergiusz Trzeciak. - Nie sądzę, by Polsce groziła wojna domowa. Nic nie wskazuje na to, że ludzie wyjdą na ulicę i będą chcieli obalić rząd za pomocą konfliktu zbrojnego. Jest to zbyt daleko posunięta prognoza - dodaje.
sobota, 19 grudnia 2015
Panieńskie imię Hanna żydówki Lubczyk, po ślubie Anna Walentynowicz, fałszywa Polka z rodzoną siostrą, fałszywą Ukrainką FO65 ZR3 | sowa magazine org
wtorek, 3 listopada 2015
sobota, 24 października 2015
wtorek, 18 sierpnia 2015
poniedziałek, 3 sierpnia 2015
Agatomania: Zrobiłam to ! Podróż przez szlak Świętego Jakuba
Agatomania: Zrobiłam to ! Podróż przez szlak Świętego Jakuba: El turista viaja El senderista anda El peregrino busca Podróż e krajoznawcze Piesze wędrówki Poszukiwania pielrzyma Te p...
wtorek, 24 lutego 2015
Zejście do podziemia
Lolek i Bolek pomimo przeszłości agenturalnej mają się w III RP świetnie...Jak to jest...???.......Czas to zmienić.......Bolek powraca do swoich SB-eckich korzeni.....To już minęło 36 lat od okrągłego stolca.....Nie wszyscy wiedzą,a przede wszystkim młodzież, że Porozumienia Sierpniowe w Gdańsku,Szczecinie i Jastrzębiu podpisały.....wtyki z SB.....Bolek (Lech Wałęsa)-Gdańsk...Marian Jurczyk-Szczecin...Jarosław Sienkiewicz-Jastrzębie...Agenci Służby Bezpieczeństwa PRL. Wojciech Jaruzelski (rosyjski agent ) i jego wierny pies Kiszczak z góry opanowali wodzów Solidarności Wybrzeża i Śląska, czyli bastiony ruchu niepdległościowego w Polsce.W Warszawie posiadali swoich zauszników w WSI, jak między innymi: Bronisław Komorowski,czy Aleksander Kwaśniewski pupilek Jaruzela, który po likwidacji partii PZPR założył za ich wiedzą i namową nową partię SdRP(Socjaldemokracja Rzeczposplitej Polskiej - jak to ładnie brzmi...)...partia agentury rosyjskiej...
Kiedy w 1984 r. "Jastrząb ze Szczecina" wyszedł z więzienia przy ul. Rakowieckiej w Warszawie, w Szczecinie, po mszy za ojczyznę w rocznicę Porozumień Sierpniowych, tłum wiwatował na jego cześć. Dwadzieścia lat później w 2004 r. na koncercie Myslovitz w Szczecinie ktoś krzyknął ze sceny: "Chcecie odwołania Jurczyka?". Tłum odpowiedział: Taaak! Dymisji prezydenta Szczecina chciały wtedy wszystkie siły polityczne. Odwróciła się od niego nawet Liga Polskich Rodzin. Taki był koniec jednej z najważniejszych postaci polskiej solidarnościowej rewolucji.
Śląsk ma swoje niewyjaśnione sprawy związane z powstaniem Solidarności – chodzi przede wszystkim o postać Jarosława Sienkiewicza, pierwszego przewodniczącego Międzyzakładowej Komisji Robotniczej w Jastrzębiu – ale na szczęście daleko nam do rozliczeń i wzajemnych połajanek, jakie od lat o tej porze roku mają miejsce na Wybrzeżu. Anna Walentynowicz (wspierana przez biografów byłego prezydenta z IPN) przypomina jak zwykle Lechowi Wałęsie, że nie skoczył przez płot, lecz na strajk 29. lat temu dopłynął do Stoczni Gdańskiej motorówką. A liderem Solidarności został dzięki koneksjom z SB. Z kolei Wałęsa twierdzi, że Walentynowicz więcej zaszkodziła Solidarności niż tajne służby PRL. Jeżeli przypomnimy sobie, że kilka lat temu Marian Jurczyk uznany został za kłamcę lustracyjnego (potem Sąd Najwyższy skasował ten wyrok, choć piętno pozostało), to wychodzi na to, że Porozumienia Sierpniowe w Szczecinie i Gdańsku podpisywali z partią i rządem ludzie bezpieki. W sumie od lat grana jest ta sama płyta, ale z roku na rok coraz ostrzej zgrzyta. Z wielu wersji wejścia Sienkiewicza w strajk najciekawsze są dwie: spiskowa i przypadkowa. Według pierwszej był specjalnie przez władze hodowany na takie sytuacje – miał objąć ster ewentualnego buntu, żeby protest nie wyszedł poza ramy ustrojowe. Druga, ku której raczej należy się skłaniać, mówi o przypadkowym zrządzeniu losu. Wczesnym rankiem 29 sierpnia Sienkiewicz pojechał do zjednoczenia węglowego. Według Grzegorza Stawskiego, działacza związkowego, który później walnie przyczynił się do upadku Sienkiewicza, wezwany został, żeby rozliczyć się z jakichś nieprawidłowości inwestycyjnych. Wacław Martyniuk, kolega Sienkiewicza z „Boryni”, dzisiaj jeden z liderów SLD, mówi, że został wezwany na partyjny dywanik, bo głośno kwestionował rolę aparatu partyjnego w rzeczywistości PRL. W każdym razie, kiedy w „Boryni” wybuchł strajk, to Sienkiewicz był w zjednoczeniu. To jest pewne. Zadzwonił do sekretarki, że nie będzie go jakiś czas w kopalni, bo trzymany jest w zjednoczeniu: – Taką wersję opowiedział mi Jarek – wspomina Jedynak. Sekretarka zrozumiała, że został zatrzymany. Do rozpoczynających strajk górników doszła już informacja o „aresztowaniu inżyniera Sienkiewicza”: – Dlatego w pierwszym punkcie postulatów „Borynia” zapisała uwolnienie Sienkiewicza, choć nikt nie wiedział o kogo chodzi – mówi Jedynak. Kiedy w zjednoczeniu dowiedziano się, że kopalnia stoi m.in. w obronie Sienkiewicza, to czym prędzej go odwieziono, żeby rozładował napięcie. Gdy stanął przed górnikami i powiedział, jak się nazywa, to dostał brawa i z marszu wybrany został przywódcą strajku, a następnego dnia wszedł do MKS w „Manifeście Lipcowym”.Po podpisaniu porozumień na Wybrzeżu na Śląsk przyjechała komisja rządowo – partyjna z wicepremierem Aleksandrem Kopciem i Andrzejem Żabińskim na czele. Mieli doświadczenia z negocjacji w Gdańsku i Szczecinie. Strajkujący w Jastrzębiu nie mieli żadnego doradcy: – Dlatego padła propozycja, aby szefem naszej strony był wygadany i wykształcony Sienkiewicz – przypomina Stawski. I tak poniosła go solidarnościowa fala. Był taki moment w negocjacjach, w którym Jastrzębie miało opowiedzieć się, czy stoi na gruncie umowy szczecińskiej, czy gdańskiej, co do przyszłości związków zawodowych. Różnica była ważna: w Szczecinie zgodzono się na „odnowę”, a więc naprawienie dotychczasowych związków, a w Gdańsku na projekt „od nowa” – na powstanie nowych wolnych związków zawodowych. Do Szczecina przekonywał Żabiński – Sienkiewicz uparł się przy koncepcji Gdańska. I na tym stanęło! Dwie najważniejsze sprawy, które wywalczono wówczas w Jastrzębiu, to: wolne soboty dla całego kraju i zniesienie czterobrygadowego systemu pracy w górnictwie. Czy taki bieg wydarzeń można było zaplanować? Nie! Takie scenariusze pisało wtedy życie na gorąco. Sienkiewicz przypadkowo znalazł się na strajkowej, potem solidarnościowej scenie, ale kiedy już na niej stanął, to zaczęto go obsadzać w wymyślanych w SB i gabinetach partyjnych rolach. – Nikt nie miał wpływu na nasz bunt, a Sienkiewicz wszedł w strajk bez żadnych niecnych zamiarów – uważa Jedynak. – Ale potem zaczęto go skutecznie osaczać. Od razu w Polskę i świat poszła szeptanka, że to najpoważniejszy dla Wałęsy konkurent na przywódcę całej Solidarności. Wałęsa nie lubił Sienkiewicza. Z wzajemnością. Wiesław Kiczan, były sekretarz węglowy KW PZPR, potem wiceminister górnictwa, był członkiem komisji rządowo – związkowej nadzorującej wykonanie Porozumień Jastrzębskich. – Sienkiewicza poznałem w czasie dyskusji o postulatach strajkowych – opowiada. – Był twardy, ale nie demagogiczny. Przed jednym z posiedzeń komisji widział Sienkiewicza naradzającego się z dwoma wysokiej rangi funkcjonariuszami MSW: - Poznałem ich jeszcze u Kowalczyka (Stanisław Kowalczyk był za Gierka ministrem spraw wewnętrznych – JD), jeden w strukturach ministerstwa odpowiadał za województwo katowickie. Kiczan uważa, że Kowalczyk był figurantem, a przez cały gierkowski okres MSW kontrolowali ludzie Mieczysława Moczara. – Wtedy widok Sienkiewicza z oficerami SB nie tak bardzo mnie zaskoczył, bo potwierdzał pocieszającą władzę informację, że służby wszystko inspirują i kontrolują – komentuje Kiczan. – Ale szybko przekonałem się, że za sznurki w Jastrzębiu i na całym Śląsku pociąga Moczar. (Mieczysław Moczar był w latach 70. prezesem NIK). Agent KGB !Rosyjski agent:"Mietek" - koleś Jaruzelskiego
Kiedy w 1984 r. "Jastrząb ze Szczecina" wyszedł z więzienia przy ul. Rakowieckiej w Warszawie, w Szczecinie, po mszy za ojczyznę w rocznicę Porozumień Sierpniowych, tłum wiwatował na jego cześć. Dwadzieścia lat później w 2004 r. na koncercie Myslovitz w Szczecinie ktoś krzyknął ze sceny: "Chcecie odwołania Jurczyka?". Tłum odpowiedział: Taaak! Dymisji prezydenta Szczecina chciały wtedy wszystkie siły polityczne. Odwróciła się od niego nawet Liga Polskich Rodzin. Taki był koniec jednej z najważniejszych postaci polskiej solidarnościowej rewolucji.
Śląsk ma swoje niewyjaśnione sprawy związane z powstaniem Solidarności – chodzi przede wszystkim o postać Jarosława Sienkiewicza, pierwszego przewodniczącego Międzyzakładowej Komisji Robotniczej w Jastrzębiu – ale na szczęście daleko nam do rozliczeń i wzajemnych połajanek, jakie od lat o tej porze roku mają miejsce na Wybrzeżu. Anna Walentynowicz (wspierana przez biografów byłego prezydenta z IPN) przypomina jak zwykle Lechowi Wałęsie, że nie skoczył przez płot, lecz na strajk 29. lat temu dopłynął do Stoczni Gdańskiej motorówką. A liderem Solidarności został dzięki koneksjom z SB. Z kolei Wałęsa twierdzi, że Walentynowicz więcej zaszkodziła Solidarności niż tajne służby PRL. Jeżeli przypomnimy sobie, że kilka lat temu Marian Jurczyk uznany został za kłamcę lustracyjnego (potem Sąd Najwyższy skasował ten wyrok, choć piętno pozostało), to wychodzi na to, że Porozumienia Sierpniowe w Szczecinie i Gdańsku podpisywali z partią i rządem ludzie bezpieki. W sumie od lat grana jest ta sama płyta, ale z roku na rok coraz ostrzej zgrzyta. Z wielu wersji wejścia Sienkiewicza w strajk najciekawsze są dwie: spiskowa i przypadkowa. Według pierwszej był specjalnie przez władze hodowany na takie sytuacje – miał objąć ster ewentualnego buntu, żeby protest nie wyszedł poza ramy ustrojowe. Druga, ku której raczej należy się skłaniać, mówi o przypadkowym zrządzeniu losu. Wczesnym rankiem 29 sierpnia Sienkiewicz pojechał do zjednoczenia węglowego. Według Grzegorza Stawskiego, działacza związkowego, który później walnie przyczynił się do upadku Sienkiewicza, wezwany został, żeby rozliczyć się z jakichś nieprawidłowości inwestycyjnych. Wacław Martyniuk, kolega Sienkiewicza z „Boryni”, dzisiaj jeden z liderów SLD, mówi, że został wezwany na partyjny dywanik, bo głośno kwestionował rolę aparatu partyjnego w rzeczywistości PRL. W każdym razie, kiedy w „Boryni” wybuchł strajk, to Sienkiewicz był w zjednoczeniu. To jest pewne. Zadzwonił do sekretarki, że nie będzie go jakiś czas w kopalni, bo trzymany jest w zjednoczeniu: – Taką wersję opowiedział mi Jarek – wspomina Jedynak. Sekretarka zrozumiała, że został zatrzymany. Do rozpoczynających strajk górników doszła już informacja o „aresztowaniu inżyniera Sienkiewicza”: – Dlatego w pierwszym punkcie postulatów „Borynia” zapisała uwolnienie Sienkiewicza, choć nikt nie wiedział o kogo chodzi – mówi Jedynak. Kiedy w zjednoczeniu dowiedziano się, że kopalnia stoi m.in. w obronie Sienkiewicza, to czym prędzej go odwieziono, żeby rozładował napięcie. Gdy stanął przed górnikami i powiedział, jak się nazywa, to dostał brawa i z marszu wybrany został przywódcą strajku, a następnego dnia wszedł do MKS w „Manifeście Lipcowym”.Po podpisaniu porozumień na Wybrzeżu na Śląsk przyjechała komisja rządowo – partyjna z wicepremierem Aleksandrem Kopciem i Andrzejem Żabińskim na czele. Mieli doświadczenia z negocjacji w Gdańsku i Szczecinie. Strajkujący w Jastrzębiu nie mieli żadnego doradcy: – Dlatego padła propozycja, aby szefem naszej strony był wygadany i wykształcony Sienkiewicz – przypomina Stawski. I tak poniosła go solidarnościowa fala. Był taki moment w negocjacjach, w którym Jastrzębie miało opowiedzieć się, czy stoi na gruncie umowy szczecińskiej, czy gdańskiej, co do przyszłości związków zawodowych. Różnica była ważna: w Szczecinie zgodzono się na „odnowę”, a więc naprawienie dotychczasowych związków, a w Gdańsku na projekt „od nowa” – na powstanie nowych wolnych związków zawodowych. Do Szczecina przekonywał Żabiński – Sienkiewicz uparł się przy koncepcji Gdańska. I na tym stanęło! Dwie najważniejsze sprawy, które wywalczono wówczas w Jastrzębiu, to: wolne soboty dla całego kraju i zniesienie czterobrygadowego systemu pracy w górnictwie. Czy taki bieg wydarzeń można było zaplanować? Nie! Takie scenariusze pisało wtedy życie na gorąco. Sienkiewicz przypadkowo znalazł się na strajkowej, potem solidarnościowej scenie, ale kiedy już na niej stanął, to zaczęto go obsadzać w wymyślanych w SB i gabinetach partyjnych rolach. – Nikt nie miał wpływu na nasz bunt, a Sienkiewicz wszedł w strajk bez żadnych niecnych zamiarów – uważa Jedynak. – Ale potem zaczęto go skutecznie osaczać. Od razu w Polskę i świat poszła szeptanka, że to najpoważniejszy dla Wałęsy konkurent na przywódcę całej Solidarności. Wałęsa nie lubił Sienkiewicza. Z wzajemnością. Wiesław Kiczan, były sekretarz węglowy KW PZPR, potem wiceminister górnictwa, był członkiem komisji rządowo – związkowej nadzorującej wykonanie Porozumień Jastrzębskich. – Sienkiewicza poznałem w czasie dyskusji o postulatach strajkowych – opowiada. – Był twardy, ale nie demagogiczny. Przed jednym z posiedzeń komisji widział Sienkiewicza naradzającego się z dwoma wysokiej rangi funkcjonariuszami MSW: - Poznałem ich jeszcze u Kowalczyka (Stanisław Kowalczyk był za Gierka ministrem spraw wewnętrznych – JD), jeden w strukturach ministerstwa odpowiadał za województwo katowickie. Kiczan uważa, że Kowalczyk był figurantem, a przez cały gierkowski okres MSW kontrolowali ludzie Mieczysława Moczara. – Wtedy widok Sienkiewicza z oficerami SB nie tak bardzo mnie zaskoczył, bo potwierdzał pocieszającą władzę informację, że służby wszystko inspirują i kontrolują – komentuje Kiczan. – Ale szybko przekonałem się, że za sznurki w Jastrzębiu i na całym Śląsku pociąga Moczar. (Mieczysław Moczar był w latach 70. prezesem NIK). Agent KGB !Rosyjski agent:"Mietek" - koleś Jaruzelskiego
środa, 7 stycznia 2015
2015
No i mamy rok 2015 !
Subskrybuj:
Posty (Atom)